Zwinąć kawałek swojego świata w ciasny rulon, zawinąć w szeleszczące sreberko i odstawić na najwyższą półkę w szafie. Na jakiś czas. Na Zawsze lub Nigdy. Kiedyś się okaże.
Zaczekać, aż biegnące płynnie dni nadadzą wszystkim sprawom określony rytm i sens. Tak, jak robią to teraz. Jak spychają na boki to, co kiedyś nie chciało być tak małoważne.
Zawiesić na oknach uśmiechy, od których odbije się lekko ciepłe słoneczne światło. Wtedy rozwiną się jak dojrzewające do lata kwiaty.
I tylko czasem, gdy z wielu nowo poznanych twarzy płyną nieprzerwane ciszą słowa, zatrzymać się, zmrużyć oczy i zrobić sobie mini-bilans. Rzeczy sensownych i tych całkiem do wyrzucenia. By nie zaśmiecać swojego świata, uporządkowanego przed momentem.
Nie ma czasu na tę końcówkę jesieni, ot co.