Bywają momenty, gdy lęki są tak blade, że niemal znikają. Podobnie, jak zanika chłód wokół. I to nieprawda, że próżni nie można poczuć.
Samotność potrafi przybierać tak ogromne rozmiary, że nie da się jej objąć ani myślami, ani przyjąć do serca. Siada obok i cierpliwie czeka, aż obronne skorupki pękną i pozwolą jej wsączyć się na samo dno duszy.
"Bo inni mają lepiej. A niektórzy inni mają gorzej". Inni. Inni mają inaczej. A każde lepiej czy gorzej jest względne.
Trudno jest uczestniczyć w cudzym życiu, gdy nie jest się w stanie utrzymać w dłoniach chociaż ułamków własnego. Trudno się uśmiechać, gdy mięśnie twarzy zdążyły stężeć od słononocnych łez. Spokój też potrafi być bezwzględny. Tak nienaruszalny, że niemal martwy.
Zabrakło wzruszeń, a pozostała codzienność. Chłodna, milcząca, okrutnie obojętna. Rola tła jest o wiele trudniejsza niż ta na pierwszym planie.
I właściwie nie ma na co narzekać. Ogólnie jest w porządku. Choć przedziwny to porządek. Gorzki. I przeraźliwie cichy.