Okrywam się czasem niczym najszczelniejszym kocem. Czasem wydartym codzienności. Czasem, którym nie należało się podzielić z nikim ani z niczym. Czasem, dzięki któremu można odbudować własne sny.
Znalazłam cząstki, z których można jeszcze wydobyć uśmiech. Z których można ulepić nowy dzień. Jasny, ciepły. Przytulniejszy niż to, co dotąd.
Dotknęłam takich chwil, których nigdy nie spodziewałabym się choćby musnąć. A były, namacalne i jak najbardziej rzeczywiste.
I łatwiej godzić mi się z tym, co spotykam po drodze. Łatwiej mi przyznać, że mimo tego, że pewne rzeczy dalece odbiegają od tego, co sobie wymyśliłam - można je oswoić. A niektóre nawet polubić.
Niektóre z marzeń rozpadają się, a w ich miejscu wyrastają nowe - ostrożniejsze, z dosyć szerokim marginesem na niedopowiedzenia. Objęte w nawias. Tak na wszelki wypadek.