Bywa, że życie jednocześnie zsyła nam tak przeciwstawne doświadczenia i uczucia, że nie sposób ich w sobie pomieścić.
Bo jak ułożyć fragmenty własnej układanki, gdy jednocześnie splatają się rzeczy tak dobre, że normalnie prowadziłyby do euforii i tak smutne, że chciałoby się zapaść na samo dno nieba?
W ostatnich tygodniach spotyka mnie podejrzanie dużo dobrych ludzi. Życzliwych, mądrych, ciepłych. Takich, z którymi nigdy nie traci się czasu, nawet gdyby wspólnie robiło się nic. To bardzo wiele.
W ostatnich tygodniach w tempie przyspieszonym nauczyłam się sporych fragmentów życia. I nie były to przykre lekcje, co też jest ogromnym darem od losu.
Ostatnio wiele zawikłanych spraw jakoś tak mimochodem znalazło dobre rozwiązania. A w porównaniu do tego, jak innym układały się podobne kwestie, wiem, że dopadła mnie spora dawka szczęścia.
Ja to wszystko wiem. Wiem też, że bardzo dużo sfer w moim życiu znalazło swoje docelowe miejsce. I teraz można będzie w nim osiąść i skryć się przed tym, czego nie chce się dotykać na już.
Jednak świadomość, że są też takie kwestie - z tych najistotniejszych - które bezpowrotnie zostały skruszone i jedyne, co mogę, to tylko się z tym oswoić, sprawiają, że wcale nie czuć nadmiaru słodyczy w kolejych kęsach dnia.
Los naprawdę potrafi zagrać nam na nosie.