Wsłuchuję się w czas. Dotąd nie sądziłam, że potrafi być aż tak ironiczny. I nie wierzyłam, że sama zmienię się aż tak.
Można mieć wszystko z jednoczesnym poczuciem, że nie ma się niczego.
Można uśmiechać się szeroko i czuć, jak w tym samym momencie gdzieś na dnie duszy umiera kolejne z marzeń.
Można budzić się w środku nocy z przerażającym brakiem powietrza w płucach.
Można mieć obok siebie najprawdziwsze anioły i mimochodem sprawić, by były bliskie ucieczki. Bo świat toczy się tak bardzo na opak.
Czasami też chciałabym uciec. Od siebie samej.