Mój ulubiony skrawek roku - jeszcze ciepły, soczysty, pachnący słońcem i kolorami, ale daje się już wyczuć nutkę chłodu, ostrego posmaku nocy i nadchodzących nieuchronnie jesiennych wiatrów. Słodko-gorzki kawałek czasu.
Na jego tle rysuję siebie. Palcem wodzę po płótnie utkanym z przemyśleń, wspomnień i niedokończonych jeszcze planów. Szkicuję swoje emocje, obrysowuję tęczą nastroje, dobieram do nich luźno splecione niedopowiedzenia. Na samym środku przyklejam spokój.
Biegam po chmurach, a ze słuchawek sączą się leniwie tylko dobre zaklęcia. Używam dobrych czarów profilaktycznie, na zapas. Tak na wszelki wypadek. Wyliczam w myślach wszystkie anioły, które znam. Punktuję bezgłośnie miejsca, w których czuję się bezpieczna. Uśmiecham się w myślach do twarzy, na które lubię patrzeć.
Rozjaśniam szeptem te najciemniejsze zdania, by zmieniły swój kształt. By dały się wreszcie ugłaskać. Trącam czubkiem języka te najsłodsze ze snów.