Zabawa w odkrywanie czasami ma niewiele wspólnego z radością, która towarzyszy dziecku, gdy czas opowiada mu świat.
Bo można odkryć takie sekrety, których wygodniej było nie znać. Które chciałoby się natychmiast zapomnieć, wyrwać jak fragment papieru i spalić bezpowrotnie. Na pył.
Że 'lepiej' czasami oznacza 'gorzej'. Dużo gorzej.
Że cisza potrafi krzyczeć tak przeraźliwie, że nawet najgłębsze sny umykają w popłochu. Tuż przed zmierzchem.
Że można dotknąć momentu, w którym nie wiadomo nawet, dokąd i po co. I czy w ogóle kiedykolwiek.
Że pod dnem może kryć się drugie. A pod nim trzecie. I jeszcze jedno. I niezliczone ilości kolejnych. I nawet donikąd nie ma jak trafić. Ani rozbić się boleśnie i mieć poczucie, że to już. I czuć, że niżej upaść już nie można. Otóż można.
Wtedy zabawa zamienia się w naukę.
Naukę spadania.