Poprzeplatały mi się myśli - tak misternie, że sama już nie wiem, gdzie kończy się jedna, a zaczyna druga. Nie potrafię nawet wskazać, która myśl wyniknęła z której. Myślowy chaos.
Wiem, że nie wolno mi narzekać. Nie wolno i już. Bo mam dużo, dużo dobrego, dużo wymarzonego i takiego, na co być może wcale jeszcze nie zasłużyłam. I ja o tym doskonale wiem.
Jednak tuż pod skórą czai się małe, uparte ale. Oparło się na intuicji, zaplątało między rzęsami i nie odpuszcza. Przysiada mi na ramieniu zawsze wtedy, gdy widzę te cząstki próżni, których w żaden sposób nie jestem w stanie zapełnić.
Nie da się zrobić tak, by jedną całkiem ładnie działającą sferą życia zastąpić sobie wszystkie inne. Te, którym raz po raz się nie udaje. Jedną radością nie można zastąpić wszystkich innych.
Jestem wdzięczna za to, co mam. I bardzo, naprawdę bardzo mocno doceniam wszystko, co udaje mi się zakończyć powodzeniem. Zdążyłam już przyjąć wystarczająco gorzkie lekcje od życia, by małymi radościami oświetlać sobie wieczory.
Nie wyklucza to jednak nocy, w których po niebie toczą się łzy.