Gdyby ktoś mnie spytał, jak to jest, kiedy marzenia krzepną tuż przed tym, nim w ogóle uformują się w myśl, odpowiedziałabym, że nie wiem.
I gdyby chciał wiedzieć, którędy błądzą myśli, gdy nie chcą ułożyć się do snu, też nie umiałabym tego wyjaśnić.
A gdyby zadał mi pytanie, jaki to wszystko ma sens, odpowiedziałaby mu tylko cisza.
Musiałabym rozpisać wiele miesięcy w algorytmy niedopowiedzeń, ucieczek i łez, do których nigdy nikomu się nie przyznam.
Musiałabym strącić z nieba wszystkie gwiazdy, aż zrobiłoby się tak ciemno, że od gęstej nocy wygasłaby każda świadoma myśl.
Musiałabym rozpalić w kącie wszystkie znaki zapytania, aż spopieliłyby się w jedną wielką zagadkę.
Musiałabym przyznać, że naprawdę zapomniałam, jak to jest śnić.
Wtedy wiedziałby na pewno.