Poczułam dzisiaj, jak pachnie śnieg. Trochę przypomina zapach nadziei, która nieśmiało wykluwa się wraz z końcem kolejnego roku. Że może w przyszłym. Że czas na kolejną białą kartkę, którą powoli, linijka po linijce zapisze czas. Lub przemilczy, gdy mimochodem zastygnie się w oczekiwaniu.
Być może to zasługa znienacka przypominającego o sobie mrozu, a może to przypadek, bo zwyczajnie dojrzałam do tej chwili - to najbardziej wyciszona końcówka roku, jaką pamiętam. Nie miotają ani niespełnione plany, ani marzenia pękające jak bańka mydlana. Ani niecierpliwość małego dziecka, gdy ma przekonanie, że się stanie.
Jest w porządku. Idealnie być nie może, bo świat nie zna stanów idealnych, a na dnie duszy zawsze będą przeplatać się najróżniejsze emocje i nastroje, szukając mozolnie równowagi, ale... No właśnie.
Chyba złapałam tę pozorną, trudną do uchwycenia równowagę. Harmonię płynącą nie z tego, co dają nam inni - to łatwo skruszyć jednym słowem czy mrugnięciem nie w porę; ale harmonię, którą budowałam w sobie. Każdą łzą i uśmiechem. Rozpaczą i wdzięcznością. Wściekłością graniczącą z obłędem i radością bez granic. Bezsilnością i działaniem.
Są takie blizny, które nigdy do końca się nie zagoją. I można się z nimi oswoić, przyjąć jako część siebie, ale nie da się ich zaleczyć. Z nimi też jestem pogodzona.
Są też takie małe-wielkie cuda i takie cudowne osoby, że tylko siłą muszę się powstrzymywać, by ich nie uszczypnąć. Bo może tylko się śnią.
poniedziałek, 29 grudnia 2014
niedziela, 7 grudnia 2014
Co by było
A co by było, gdyby któregoś dnia niebo spadło wprost na głowę? Wyplątałabym z włosów całe naręcza gwiazd.
Co by było, gdyby od gęstego chłodu wygasł ostatni kruchy uśmiech? Przytuliłabym się do najświeższego ciepłego wspomnienia, by chociaż nieśmiały żar w oczach wzniecić.
I co by było, gdyby zupełnie przestał mnie odwiedzać roztargniony od nocy sen? Pisałabym bajki na jawie.
Co by było, gdybym spotkała cały tłum nieżyczliwych ludzi? Pomyślałabym o jednej przyjaznej twarzy.
A co byłoby, gdyby życie nabrało goryczy trudnej do zniesienia? Oblałabym je odrobiną miodu.
A co, jeśli brakuje sił na poszukiwanie odpowiedzi, które pomagają nie upaść na samo dno...?
Co by było, gdyby od gęstego chłodu wygasł ostatni kruchy uśmiech? Przytuliłabym się do najświeższego ciepłego wspomnienia, by chociaż nieśmiały żar w oczach wzniecić.
I co by było, gdyby zupełnie przestał mnie odwiedzać roztargniony od nocy sen? Pisałabym bajki na jawie.
Co by było, gdybym spotkała cały tłum nieżyczliwych ludzi? Pomyślałabym o jednej przyjaznej twarzy.
A co byłoby, gdyby życie nabrało goryczy trudnej do zniesienia? Oblałabym je odrobiną miodu.
A co, jeśli brakuje sił na poszukiwanie odpowiedzi, które pomagają nie upaść na samo dno...?
Subskrybuj:
Posty (Atom)