Był kiedyś ktoś, kto wierzył w sny. I w marzenia. Kto ukradkiem puszczał oczko światu, gdy akurat na jego niebie zalegały chmury. Roztrącał je, tak zwyczajnie.
Ktoś snuł całe mnóstwo planów, misternych jak pajęcza sieć. I wierzył, że się stanie.
Był kiedyś ktoś, dla kogo nie istniały poranki pozbawione nadziei. Z choćby drobną jej szczyptą ruszał w każdy dzień.
Ktoś miał pewność. Niezachwianą.
A jednak dzisiaj po tej pewności nie ma nawet śladu. Po nadziei został zaledwie cień.
Ktoś nie wierzy już tak ufnie w sny.
Ktoś nie ma nawet dosyć siły, by je wyśnić. I od pewnego czasu wcale nie czuje się już Ktosiem.