Tak się po cichu zastanawiam, czy czekanie na coś, co wiadomo, że już nigdy się nie zdarzy, jest bardziej żałosne czy głupie. Czy może oczywiste dla kogoś, kto tęskni każdym porem skóry.
I czy gdybanie lub wymyślanie setek alternatywnych scenariuszy ma jakikolwiek sens, gdy już się stało...? Gdy jeden konkretny scenariusz stał się rzeczywistością i nie da się teraz go odkręcić...?
Chciałabym zamieszać zdarzeniami - poprzestawiać je, przefiltrować, naprawić, załatać te niezbyt udane. Chciałabym wyreżyserować ten rozdział na nowo, uważna na to, co wiem teraz.
Kompletnie nie mam pomysłu na moje 'teraz'.