Co jeszcze nie było poplątane, zamotało się w ciasny supeł. A ja czuję, jakbym była uwikłana w jego środku.
Co wydawało się, że już prawie mnie nie dotyczy, wybudziło się z dosyć płytkiej drzemki.
Co miało koić, uwiera. Co miało zniknąć, uparcie trwa. Co miało wreszcie się pojawić, niezmiennie się nie zjawia.
Na przemilczenia i cierpliwość coraz częściej brakuje mi sił. Na zachowanie pozorów tym bardziej.
Gorzki schyłek lata przede mną.
Parę ważnych momentów zwyczajnie przegapiłam.