Wieczór pachnie spokojem. Zupełnie innym, niż ten, którym można upajać się za dnia. Wieczorny spokój ma w sobie więcej magii. Zakrada się po cichu na skraj duszy i subtelnie otula wszystkie zmysły. Tak dokładnie, by nie pojawiły się wątpliwości, że już jest tuż obok.
Smakuje tajemnicą. Rozkrusza wszystkie pewniki i zachłannie spija z ust każde słowo nasączone nadzieją.
Rozbiera z masek. Bez pośpiechu, za to dokładnie i z pełną precyzją. Nie pozwala grać ani snuć historii, które się nie wydarzyły. Trwa tu i teraz.
Dotyka czule i wyraźniej, niż jakikolwiek dzień. Wyostrza zmysły. Wystarczy zmrużyć oczy, by poczuć lekki dreszcz snujący się wzdłuż kręgosłupa.
Szepcze. Nie krzyczy, nie doprasza się nachalnie o uwagę. Subtelnie otacza półsłówkami i niedokończonymi wierszami. Cichnie, by słyszeć go wyraźniej.
Czaruje mrokiem. Milionami świateł błyszczących w niecałkiem śpiącym mieście. Pomrukami gwiazd, które wcale nie zamierzają spadać.
A jednak ciągle dręczy tęsknotą i pustką.