Burza za oknem idealnie zgrała się z burzą w mojej głowie. Z deszczem na twarzy, piorunami myśli, z groźnymi pomrukami zbyt trudnych słów.
Te metaforyczne burze trwają o wiele za długo. I trudno je wyciszyć.
Znowu udało mi się dotknąć jednego z krańcowych fragmentów mojej duszy. Takich, za którymi nie kryje się już nic. Gdzie nawet próżnia przestaje straszyć sobą.
Chciałabym wierzyć - tak naprawdę, z mocą nie do zachwiania - że po tym zakręcie, na którym jestem, przez długi czas droga będzie prosta. Że uda mi się odpocząć od lęków.
I że jeszcze długo będę na tyle silna, by zaczynać choć niektóre zdania od słowa mogę. Że przynajmniej czasami będę snuła własne dobre zaklęcia.