W rolach pierwszoplanowych zazwyczaj nie występuję. Na drugim planie bywam, ale rzadko.
Najczęściej trafiam się w tle. Albo w tłumie. Bywam czasem 'zamiast', ale takie statystowanie wbrew pozorom sporo kosztuje. Zwłaszcza emocji, gdy okazuje się, że już po wszystkim i czas potulnie wracać do swojego znajomego kącika.
Happy endy oglądam wyłącznie z fotela biernego widza. Mogę sobie co najwyżej oklaskiwać, że czasem się udaje. Komuś. Gdzieś.
I tak sobie myślę, że to ja powinnam być na pierwszym planie, bo to moja historia. I reżyserem. I w dużej mierze scenarzystą, charakteryzatorem, scenografem.
I że, nie wiedzieć czemu, wypuściłam spod mojej wszechobecnej kontroli to, co najważniejsze. A moją uwagę wypełniają po same brzegi przede wszystkim pierdoły. I cudze sprawy, cudze scenariusze, cudze marzenia.
Mam dwadzieścia osiem lat i chyba dopiero teraz dorosłam do tego, by uwierzyć w jakąś własną bajkę.