Do niedawna sądziłam, że bezsilność jest stanem depczącym spokój i odpędzającym bezpowrotnie sny. Takim, przy którym lęk i niepokój są absolutnie namacalne.
Bywa jeszcze trudniejsza, gdy miesza się z poczuciem winy. O tę niemoc właśnie.
I o to, że nie da się być zawsze i wszędzie, że nie da się zawsze wiedzieć jak i znajdować się w porę tam, gdzie jest się najbardziej potrzebną.
Że nie da się całkowicie odłożyć własnego życia na bok, by stale podtrzymywać czyjś świat.
Że czasami można jedynie bezradnie rozłożyć ręce. I już więcej nie umieć spojrzeć sobie w twarz.