poniedziałek, 27 lutego 2017

mikroburze

Kiedy miarą czyjejś sympatii do nas jest wyłącznie nasza użyteczność, warto powiedzieć sobie wprost, że nie warto.
Nawet, gdy trudno jest się z tego układu wypisać.
I kiedy zwyczajnie jest żal. Cholernie żal.
W połączeniu z całym ogromem mikroburz i skomplikowanych zaplątań w myślach, chciałoby się już tylko zniknąć.

środa, 22 lutego 2017

anioły na parapetach

Najchętniej usnęłabym snem tak mocnym, że nie przerwałaby go nawet potężna burza w mojej głowie.
I obudziła się dużo później. Dużo inaczej. W jakiejś odmiennej czasoprzestrzeni.
I od chwili przebudzenia byłoby lżej, pogodniej, jaśniej. Chwile nie przygniatałyby swoją ponurą obecnością, słowa nie padałyby zupełnie na opak, ludzie nie znikaliby z zasięgu mojego wzroku zupełnie nie w porę.
I ja zbudziłabym się inna - lepsza, spokojniejsza, silniejsza.
Nie przeszkadzałyby mi wszystkie momenty, gdy sama muszę decydować o każdym szczególe swojego życia. Gdy plany snuję wyłącznie w oparciu o własną intuicję, a decyzje podejmuję tylko w towarzystwie swojego lęku. 
I czasem na parapetach siadałyby nawet utkane z mgły anioły.

poniedziałek, 20 lutego 2017

Syndrom frajera

Myślę sobie, że spokojnie mogłabym zrobić doktorat na ww. temat.
A głównym materiałem poglądowym byłabym ja sama.
Tak się jakoś dziwnym trafem składa, że stale staram się dopasować. Żeby komuś było miło. Albo wygodnie. Albo żeby nie musiał włożyć w coś więcej wysiłku, niż zakładał wcześniej. Więc ja postanawiam wstrzelić się tak, by był zadowolony.
Milczę na tematy, które dla kogoś mogą być niewygodne. Nie zadaję pytań, które mogłyby wzbudzić w kimś niepokój, złość, niechęć. Gdy czuję, że samokontrola chwilowo mi szwankuje, wycofuję się i omijam świat - do czasu, aż znowu będę się umiała dopasować.
Ostatnio złapałam się na tym, że w niektórych miejscach i sytuacjach zapomniałam już, co tak naprawdę lubię. Bo zwykle układałam się tak, by nie zawadzać. W tym też jestem całkiem niezła - w poczuciu bycia "przeszkadzajką".
I pewnie nie byłoby niczego dziwnego w tym, że czasem trzeba wyhamować, przykleić na twarz uśmiech i udać, że tak, jak jest, jest dobrze. Dla świętego spokoju.
Ani w tym, że ustępuje się na rzecz czyjegoś zadowolenia czy zwyczajnie w imię życzliwości.
Ale kiedy w lustrze odkrywam twarz kogoś, kogo przestaję rozpoznawać - może pora dopasować się do własnych oczekiwań...?

wtorek, 14 lutego 2017

kraina kota

Czasem obserwuję swojego kota.
Jak zwija się w szczelny kłębuszek, gdy chce odpocząć. I nikt nie jest w stanie wyplątać go z jego snów.
Jak prosto dzieli się jego świat - na to, co lubi i na to, czego tolerować nie będzie. Żadnych półśrodków, niedopowiedzeń, wątpliwości.
W jak oczywisty sposób wie, na kogo czeka, a kogo może zignorować już od pierwszego wejrzenia.
Jak w sposób naturalny i oczywisty przynależy do swojego miejsca i osoby.
Jak łatwo jest zazdrościć mu tej przynależności i pewności tego, co jest.

sobota, 11 lutego 2017

givin' up

Uśmiech pomieszany z rezygnacją to coś nowego dla mnie.
Pewnie przydałby się już dawno, kilka zakrętów temu, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak go ubrać.
Ani nie miałam dosyć odwagi, by rezygnować z czegoś, czego nie chce się wypuszczać z rąk.
Ale nie da się utrzymać na siłę niczego i nikogo. Jeśli coś ma się zakończyć, odchodzi bez względu na to, czy się z tym zgadzamy czy nie.
Zostaje sentyment, niewypełniona nagle przestrzeń i przekonanie, że można wszystko - choć jednocześnie nie da się wcale.
Że całkiem mimochodem budzimy się z niczym - może poza smutnym posmakiem tego, co bezpowrotnie umknęło.

czwartek, 9 lutego 2017

sobota, 4 lutego 2017

wiosna za pasem

Trochę ze zdziwieniem, a nieco ze zniecierpliwionym oczekiwaniem odkrywam, że nareszcie zaczynam ogarniać.
Że w końcu wcielam dawno postanowione plany w swoje dzisiaj. Że to, co obiecałam sobie jakiś czas temu - by uchronić siebie samą - nareszcie zaczynam spełniać.
W końcu przypominam sobie, jak to jest oddychać. I jak można chwytać w garść czas, gdy sen zapomniał do mnie drogi.
Nareszcie gotuję, smakuję, wnikam w zapachy całą sobą.
Ustawiam swój świat na właściwym miejscu. Porządkuję, układam, nadaję pokrzywionym pomysłom właściwy tor. Segreguję wszystko, co znajduję na swojej drodze. Rzeczy zbędne lub przyciężkie fruną ze świstem hen, daleko. Nie chcę ich już obok siebie.
I znowu zaczęłam śpiewać między pisanymi naprędce wierszami.