Nie lubię dni przepełnionych niedopowiedzeniami i pretensjami nie wprost.
Nie lubię starać się po nic i patrzeć, jak ktoś, kto mógł być na wyciągnięcie ręki, umyka.
To jakby wyrwać siebie z kontekstu i udawać, że jest dokładnie tak, jak miało być.
Nie lubię też karmić się niepokojem utkanym z niewiedzy. Z obojętności. Z czyjegoś 'wszystko-mi-jedno'.
Nie mam siły grać w cudze gierki - takie bez reguł, z zasadami zmiennymi ot, tak.
I nie chce mi się starać za wszelką cenę. Zwłaszcza, gdy odpowiedzi udziela tylko lęk.
Uczę się oswajać ciszę.