czwartek, 6 września 2018

Smaki jesieni

Jakie to smutne, gdy odkrywa się, że bez względu na to, którą ścieżką się idzie, finalnie i tak trafia się w to samo miejsce - gdzie z każdą myślą trzeba się mierzyć samotnie. A na zadane w głowie pytania nikt nie spróbuje nawet odpowiedzieć.
I jakie to gorzkie, gdy dając z siebie tyle, ile tylko można, w odpowiedzi otrzymuje się tylko głuchą, niespecjalnie kojącą ciszę.
Gdy na końcu języka ma się potężne poczucie straty, bo wierzyło się w coś, co być może nigdy nie istniało. Straty oprószonej rozczarowaniem.

wtorek, 14 sierpnia 2018

missed

Co jeszcze nie było poplątane, zamotało się w ciasny supeł. A ja czuję, jakbym była uwikłana w jego środku.
Co wydawało się, że już prawie mnie nie dotyczy, wybudziło się z dosyć płytkiej drzemki.
Co miało koić, uwiera. Co miało zniknąć, uparcie trwa. Co miało wreszcie się pojawić, niezmiennie się nie zjawia.
Na przemilczenia i cierpliwość coraz częściej brakuje mi sił. Na zachowanie pozorów tym bardziej.
Gorzki schyłek lata przede mną.
Parę ważnych momentów zwyczajnie przegapiłam.

sobota, 4 sierpnia 2018

Z własną twarzą w tle

Od czasu do czasu dopada mnie myśl, że nadszedł już ten moment, gdy na pewne rzeczy należy się już tylko zgodzić. Przyjąć je takimi, jakie są i bez względu na to, że nijak nie przystają do oczekiwań i wyobrażeń, przestać szarpać się z losem (i trochę z sobą) o coś, czego i tak z nie wiadomo jakich powodów nie można otrzymać.
Może trochę zaczynam się poddawać. A może składam broń zbyt późno. Nie wiem, która droga to błąd, a przy której powinnam uparcie trwać. I pewnie nigdy nie otrzymam jedynej słusznej odpowiedzi.
A może powinnam patrzeć trochę przez palce na mój świat...? Bo im bardziej mu się przyglądam, tym bardziej mam poczucie, że nie jest mój. Że ktoś wrzucił mnie do cudzej bajki i za moment z niej ucieknę. Tyle tylko, że ten moment nie nadchodzi, a ja już jestem zmęczona wiarą w to, że wyskoczę z tego świata.
Świata, w którym własna twarz przemyka gdzieś w tle.

niedziela, 15 lipca 2018

Science fiction

Gdy spotyka nas coś na wskroś abstrakcyjnego, nie mieszczącego się w granicach rozsądku ani poczucia przyzwoitości, można się poczuć, jakby ktoś siłą wrzucił nas w sam środek fabuły science fiction. Tylko nie można się z niej ot, tak wydostać.
Nie wiem, czy mieszka we mnie więcej niepokoju czy bezsilnej złości. Niezrozumienia czy goryczy. Obrzydzenia czy rozczarowania.

czwartek, 5 lipca 2018

gra w pozory

Niebezpiecznie jest, gdy gra się w pozory - ze sobą samą.
Gdy kilka huraganów, które przywiało z różnych stron w tym samym czasie uświadamia, że nie jestem ani tak silna, jakbym chciała, ani tak mocna, by ubrać się w zbroję i spokojnie trwać dalej.
I przez moją hermetycznie szczelną próżnię zaczął przesączać się lęk. A z wszystkich broni, które dotąd miałam w dłoniach, zostały nietrwałe słowa. Takie, które nie stanowią niczego na pewno. I które chwieją się pod spojrzeniem.
Dawno nie czułam się tak mało bezpiecznie.

poniedziałek, 2 lipca 2018

na 'teraz'

Tak się po cichu zastanawiam, czy czekanie na coś, co wiadomo, że już nigdy się nie zdarzy, jest bardziej żałosne czy głupie. Czy może oczywiste dla kogoś, kto tęskni każdym porem skóry.
I czy gdybanie lub wymyślanie setek alternatywnych scenariuszy ma jakikolwiek sens, gdy już się stało...? Gdy jeden konkretny scenariusz stał się rzeczywistością i nie da się teraz go odkręcić...?
Chciałabym zamieszać zdarzeniami - poprzestawiać je, przefiltrować, naprawić, załatać te niezbyt udane. Chciałabym wyreżyserować ten rozdział na nowo, uważna na to, co wiem teraz.
Kompletnie nie mam pomysłu na moje 'teraz'.

sobota, 30 czerwca 2018

w myślach

Ogarnianie pustki na nowo przypomina zlanie się tej starej pustki z obecną, przez co ciąży dwa razy bardziej.
Szaro, smutno, zimno - a najbardziej w myślach.

piątek, 29 czerwca 2018

Sens

Pamiętam, jak kilka tygodni temu modliłam się ze łzami w oczach. Dziękowałam za coś - a właściwie za kogoś - kto przewyższał wszystko to, o czym do tej pory ośmielałam sobie po cichutku marzyć.
Kto był dokładnie taki, jakiego chciałabym mieć przy sobie. W sam raz.
Teraz znowu modlę się ze łzami w oczach. I z potężnym pytajnikiem, bo nie rozumiem, dlaczego tak szybko Wszystko zamieniło się w Nic.
Nie rozumiem. Nie wiem, na czym polegać miała ta lekcja, choć pewnie naznaczy mnie na długi czas.
Chcę wierzyć, że wszystko ma swój sens. Może ja nie jestem jeszcze gotowa, by go pojąć.
Może nadal słaba ze mnie uczennica.

wtorek, 26 czerwca 2018

W normie

Zapomniałam, że zderzenie ze ścianą boli aż tak bardzo.
Inaczej nigdy nie dopuściłabym do sytuacji, w której musiałam sobie o tym przypomnieć. Aż chce się wyć.
Zeszłam na ziemię, choć z kolejną porcją blizn na sercu. Świat wrócił do swojej gorzkiej, wyjątkowo zimnej normy.
Między kolejnymi łzami dziwię się tylko, jak mogłam uwierzyć, że kiedykolwiek będzie inaczej.

wtorek, 12 czerwca 2018

Lekcja o Niczym

Nieopatrznie odkryłam, że tym, co po raz kolejny wyszło mi doskonale, to budowanie z kimś ściany ze złudzeń. Ściany, w którą można co najwyżej uderzyć twarzą z całych sił. I ze złudzeń zostaje już tylko popiół i dym.
I kiedy podskórnie można już poczuć, że po raz kolejny wygrało się w tej dziwnej loterii wielkie Nic, ostatkami sił zaciska się dłonie na resztkach nadziei, bo może jeszcze nie wszystko stracone. Bo może nie wszystko jest takim, na jakie wygląda.
A później wraca się do dobrze znanej pustki, po raz tysięczny wnika się myślami w próżnię i można odkryć, że jest jeszcze zimniejsza niż wcześniej. Że wszystkie strącone na wietrze marzenia kostnieją. Że noce paraliżują swoją gęstą ciemnością.
Że lekcja rozczarowania - nawet, gdy powtarzana kolejny raz - znowu smakuje wyjątkowo gorzko.