poniedziałek, 26 grudnia 2016

...o kilka przecznic.

Czas pędzi niewyobrażalnie szybko - czasem myślę sobie, że zdążył mnie już kilkakrotnie przegonić i nawet nie słyszy próśb, by zwolnił. Jest już kilka zakrętów dalej.
A ja znowu spóźniam się o kilka życiowych przecznic.
I może sprawiło to kilka rozmów nad kubkami gorących korzennych herbat, może z choinki tym razem nie urwałam się ja, tylko kilka myśli nie do zmarnowania, ale wydaje mi się, że z wolna uczę się oddychać na nowo.
Pewnie opóźnienia nie uda się ot, tak nadrobić - pewnie jeszcze milion razy będę nie w porę, za późno, boleśnie nierównolegle do planu i założeń. Pewnie milion razy będę w myślach przeklinała własne decyzje i niedociągnięcia.
Ale coraz częściej udaje mi się siebie słuchać. I dbać o to, by codziennie ten kubek ciepłej, pachnącej spokojem herbaty ogrzewał moje dłonie.

niedziela, 18 grudnia 2016

w jedną stronę

Czasem lot na księżyc z biletem w jedną stronę wydaje się być jedyną słuszną decyzją.
Ewentualnie zawinięcie się w najgrubszy na świecie koc i zniknięcie na sto lat.
Bo czasem nawet myśli uwierają.

poniedziałek, 12 grudnia 2016

Dalej

Czasem z każdym maleńkim atomem powietrza w krwiobieg wnika kolejny pytajnik. Przylega ciasno do wszystkiego, co zdawało się znane i odwraca świat na obcą stronę.
Na tyle obcą, że wszędzie czuję się nie na miejscu.
I wszystko, czego dotknę, przeradza się w proch i pył. Im bardziej zależy mi, by wyszło dobrze, tym bardziej motam. Może czasem chce się za bardzo.
Na krańcach rzęs coraz rzadziej osiada sen. A kiedy już się zdarza, jest pełen lęku, niepokoju, niewykrzyczanych głośno kłótni. Przebudzenie zwykle przypomina urwany nie w porę film. Bo nadal nie wiem, co było dalej.
Nadal nie wiem, co będzie dalej.

piątek, 9 grudnia 2016

Cudza bajka

Ktoś mnie wsadził do cudzej bajki, nadał mi obce imiona, ubrał w nie-moje szablony i zostawił w samym środku myślowego chaosu.
A ja jestem tym wszystkim już bardzo zmęczona. Tym nie-przejmowaniem się, nie-tłumaczeniem. Nie-byciem. Nie-graniem cudzej roli, a ciągle jednak tkwieniem poza sobą.
Zupełnie, jakby objąć cały świat wielkim, szczelnym nawiasem i odejść tak daleko, że nie słyszy się już nawet własnego głosu.
Jakby ktoś zabrał mi wszystko, co było wcześniej znane i oczywiste. A teraz stoję przed szklaną ścianą, zza której nie potrafię się wydostać.
Bezsilność jest tym, co najmocniej odziera ze snów.

poniedziałek, 5 grudnia 2016

anhedonia

Zupełnie, jakby ktoś wziął gigantyczny ołówek i przekolorował mi świat na szaro.
Nadal są w nim kontury i detale, są odcienie i perspektywa, jest pierwszy i drugi plan. I nawet nierozłączne ze mną tło.
Tylko barw mi tu brakuje. Lekkości, zwiewności, ciepłych odcieni.
Jest tak szaro, jakby zakurzyła się ostatnia dobra myśl.
I tak, jakby ktoś mnie stąd wyciął. Jednym kliknięciem, zupełnie bez ostrzeżenia.
Żyję od jednego oddechu do drugiego, przerzucam myśli kolejnymi obowiązkami i mam coraz silniejsze poczucie, że wszystko wokół już dawno mnie przerosło.

piątek, 11 listopada 2016

...in Wonderland.

Mój Boże, jakie wszystko jest dzisiaj dziwne. A wczoraj jeszcze żyło się zupełnie normalnie. Czy aby nocą nie zmieniono mnie w kogoś innego? Bo, prawdę mówiąc, czuję się jakoś inaczej. Ale jeśli nie jestem sobą, to w takim razie kim jestem?
L. Carroll Alicja w Krainie Czarów

W tle: klik!

poniedziałek, 7 listopada 2016

out of control

Z przerażeniem w oczach dostrzegam, jak bardzo nie ogarniam swojego świata. Jak blisko jestem stanu, którego zwyczajnie się boję, bo kojarzy mi się wyłącznie źle.
Ostatnio na porządku dziennym są takie chwile, gdy jak błysk pojawia się myśl, że coś jeszcze powinnam sprawdzić, poprawić, załatwić, czegoś dopilnować. A nie zrobiłam tego, bo umknęło mi to myślą ulotną jak motyl.
A doba ma przynajmniej dziesięć godzin za mało. A poduszka przynajmniej tysiąc łez za dużo.
Najchętniej zwinęłabym się w kłębek, przykryła po uszy kocem, wtuliła w ciepły kark mojego kota i przespała wszystko. Do wiosny w sercu - o ile kiedykolwiek nastąpią w nim roztopy.

środa, 2 listopada 2016

confused

W życiu całym nie byłam tak pogubiona, jak jestem teraz.
Nawet w tych najczarniejszych chwilach istniały punkty, których byłam pewna. Było kilka rzeczy niezachwianych i absolutnych. Oczywistych.
Dzisiaj zaplątało się absolutnie wszystko. Sny, myśli, uczucia i wszystko to, co wiedziałam dotąd.
Dzisiaj nie wiem, czy tkwić tu, gdzie jestem, czy starać się iść dalej. Nie wiem, gdzie ja właściwie jestem. W jakim punkcie i przy której drodze.
Nie wiem, co zmienić na pewno, a co tylko trochę. Ani jak to zrobić. I czego absolutnie zmieniać nie powinnam.
Nie wiem nawet, co jest dla mnie dobre, a co złe. Pogubiłam się nawet w tym, z kim warto się śmiać, a na czyje uśmiechy należy mocno uważać.
Wszędzie wokół wyrastają pytajniki.

poniedziałek, 31 października 2016

...jak sen.

Kiedyś mocniej wierzyłam w rzeczy, które jeszcze nie zdążyły się stać. Snułam się niespiesznie od jednej nadziei do drugiej i nawet do głowy mi nie przyszło, że życie może pokazać mi się od zupełnie innej strony.
Dzisiaj najmocniej wierzę w to, co już wiem na pewno. Wierzę w to, co zdołało wniknąć pod skórę z kolejnymi chwilami, podrzucanymi mi znienacka pod poduszkę przez czas.
Dzisiaj wiem, że między czernią i bielą jest jeszcze cała gama szarości, w których bardzo trudno się odnaleźć. A tak naprawdę najwięcej dotyka nas tego, co nie jest jednoznaczne.
Kiedyś umiałam śmiać się absolutnie na sto procent i planować z niezachwianym przekonaniem, że się stanie.
Dzisiaj wiem, jak to jest, gdy trzeba uśmiechać się przez łzy lub pomimo wszystko. I jak to jest snuć plany, w których zostawia się margines na błędy, niedopowiedzenia lub rzeczy dziejące się znienacka.
Dzisiaj potrafię odłożyć siebie na później i zająć się czymś innym, bo własne sprawy mają to do siebie, że i tak odezwą się nachalnym szeptem w środku nocy.
Dzisiaj chciałabym wierzyć, że niektóre rzeczy wreszcie się rozjaśnią. Nadal mam nadzieję, choć bladą i kruchą jak sen.

niedziela, 30 października 2016

na miarę

Żyjemy w dziwnych czasach. Wiecznego niedosytu, niespełnienia, stałego wgapiania się w pojutrze, z absolutnym pominięciem tego, co ma się teraz.
Tak łatwo jest wmówić sobie, że jest się nie dosyć dobrym. Nie pasującym do oczekiwań. A więc niepotrzebnym.
Wiem to, bo sama zdołałam sobie to wmówić na tyle mocno, że każdy moment, gdy coś ważnego dzieje się inaczej niż założyłam, ściąga mnie na samo dno.
Każda sytuacja, gdy czegoś nie wiem i nie umiem, a czuję, że powinnam, odbija się w moich myślach na bardzo długo.
Mimo, że rozum wie, że nie da się być perfekcyjnym i pewnie nawet nie ma sensu takim być... emocje jeszcze nie zawsze chcą to przyjąć.
A kiedy dołoży się do tego namacalny smutek, pustka opierająca się o wszystkie cztery ściany i cisza sącząca się do każdej kawy, łatwo jest uwierzyć, że nie pasuje się do niczego.
Że jest się zupełnie nie na miarę.

środa, 19 października 2016

Wymazywanie

Chciałoby się zamknąć na chwilę oczy. A po otwarciu mieć poczucie, że kilka elementów świata zniknęło - zupełnie, jakby ktoś wymazał je gumką.
I może oddychać byłoby łatwiej. Myśleć prościej. Czuć nieco lżej.
Każda lekcja zostawia za sobą wnioski. A każdy wniosek zastyga w drobny ślad na słowach, gestach, wyborach. Ślad, który bardzo trudno jest wymazać. Tu nawet gumka nie pomaga.
Coś ostatnio zrozumiałam. Pewnie teraz jest nieco bardziej gorzko, może trochę obco, ale w końcu przejrzyście.

poniedziałek, 17 października 2016

Co u ciebie...?

U mnie w porządku.
...tylko cisza przytula się uparcie do wszystkich ścian.
I bezsenność wślizguje się niepostrzeżenie do łóżka, ciasno przywierając do skroni. Zupełnie jak lęk.
I złudzenia łatwiej pryskają. I rozczarowania smakują jakby wyraźniej. I łzy są jakby większe. A poranek daleki jak sen.
Tylko słowa ocierają się o pustkę, a chęci trafiają na szklany mur.
I czas rozsypuje się tak bardzo nie w porę.

U mnie w porządku.

piątek, 14 października 2016

Na marginesie


Papieros utopiony w winie i cichy kącik gdzieś na marginesie. Za siedmioma myślami, za ważnymi zdarzeniami. Nigdzie.
Prawdą jest, że w życiu rzadko zdarzają się rzeczy białe lub czarne. U mnie od szaroburości tężeje krew.
Wymyśliłam sobie kiedyś, że spoza marginesu można się wychylić - choć na chwilkę - i od czasu do czasu wziąć udział w czymś, co dzieje się bliżej środka. Być częścią Czegoś.
Dotarło do mnie, że się myliłam i  że czasem nie sposób przeskoczyć roli, w którą tak mocno zostało się wpisanym. Że wnika pod skórę trwale jak tatuaż.
Że może na ten cholerny margines już zawsze będę skazana i może kiedyś oswoję się z tym, że osoby pojawiające się tuż obok zjawiają się na chwilkę i na pstryk! znikają. Najbardziej zaskakujące jest to, że za każdym razem pustka i lęk przed kolejną przestrzenią nie do wypełnienia paraliżują tak samo mocno. Z tym nie da się oswoić.
Jesień naprawdę potrafi być chłodna. Tak na marginesie.

czwartek, 13 października 2016

poza zasięgiem

...ile ja bym dała, by móc się do kogoś zwyczajnie, po ludzku, przytulić, gdy jest smutno i źle.
I mieć poczucie, że dla kogoś moje 'smutno i źle' jest ważne.
Czasem najprostsze rzeczy są najtrudniejsze do zdobycia.

wtorek, 11 października 2016

Wiedziałam


Obudził mnie dzisiaj sen. Wiedziałam, że śnię i  za nic nie chciałam się zbudzić.
Wiedziałam, że po rozsunięciu rzęs czeka na mnie lista rzeczy do zrobienia, obowiązki o które potykam się nieudolnie już od dłuższego czasu, katar, deszcz i szarojesienny spleen.
Wiedziałam, że tuż po tym, jak wysunę stopę spod kołdry, owinie mnie chłód, osiądzie na każdej cichej myśli i drobnymi ukłuciami zakorzeni się w mej głowie.
Wiedziałam, że kawa nie będzie w stanie wypłukać goryczy słów. Posypana cynamonem, szczyptą kardamonu i imbiru nie stanie się bardziej magiczna. Nie uciszy lęków. Nie ogrzeje łez.
Wiedziałam, że nie mam prawa czuć się tak, jak się czuję i związane z tym poczucie winy czyni mój świat jeszcze bardziej pochmurnym.
Dużo mogę. Wiele chcę. Tylko - bez względu na to, jaki ruch wykonam czy zdecyduje się na bezruch - jak zwykle nie wynika z tego nic.
Owijam się próżnią co rano i hermetycznie niedostępna kolejny dzień z rzędu zamieniam w przeczekanie.
A przecież nie można czekać na nic.

niedziela, 9 października 2016

.

Zmyśliłam cię
całego
od stóp po czubek głowy
na rozpiętość ramion
i szerokość miękkich pleców
na puste wieczory
i ranki bezsensowne
gdy nad kubkiem herbaty
pochyla się cisza uparta
Wypatrzyłam cię
w odbiciach tańczących na szybie
gdy po deszczu
tańczą cienie na parapetach
Czuję cię
gdy zamykam oczy znienacka
kocem okrywam swój wszechświat
i dłonią rozgarniam rzeczywistość

czwartek, 6 października 2016

Talenty


Podobno każdy ma jakiś talent. Coś, w czym się spełnia jak nikt inny. Co wychodzi mu doskonale.
Ja posiadam nawet dwa: przemykanie w tle i czekanie na nic.
W tych dwóch dziedzinach jestem perfekcjonistką.

piątek, 30 września 2016

Sezonowo

Sezon na
kawę z kardamonem i imbirem
owijanie się swetrem tuż po wyjściu z łóżka
wieczory pełne natrętnych pytań
smak lęku, którego nie sposób się pozbyć
nieudolną zabawę w zapominanie
półuśmiechy w odpowiedzi na niewygodne wnioski
przemilczenia przygnane z chłodnym, szumiącym liśćmi wiatrem
banany z cynamonem
czas zbyt pusty, zbyt chłodny, zbyt niczyj
...uważam za rozpoczęty.

niedziela, 18 września 2016

!

'If you ever find yourself in the wrong story, leave.' Mo Willems

Że ja na to nie wpadłam wcześniej...

piątek, 16 września 2016

w powietrzu

Ubrałam się w przyciasne znaki zapytania, niedopowiedzenia i wielokropki, a teraz czuję, że ugrzęzłam.
I każdy pomysł na zmianę, jaki miałam, prysł niczym mydlana bańka. Na swoje dalej zabrakło mi już pomysłów.
To zupełnie tak, jak gdyby uczepić się próżni i zastygnąć pośrodku niczego.
Być nigdzie. Z nikim. W najbardziej nijaki z możliwych sposobów.
Roztopić się w powietrzu.

poniedziałek, 12 września 2016

Kiedy nie ma nic

Nigdy dotąd nie byłam w takim punkcie swojego świata, jak teraz.
Kiedy nie mam pojęcia, co dalej. Kiedy 'nie wiem' dźwięczące w mojej głowie jest większe niż ja sama.
Kiedy nie wiem, co zrobić.
Kiedy płacz w ogóle nie przynosi ukojenia.
Kiedy nie ma nawet kilku złych alternatyw do rozważenia. Nie ma nic. Nie ma szans nawet na niewłaściwy wybór.
I nie ma nawet kogoś, komu mogłabym o tym opowiedzieć. By usłyszeć siebie samą.

...chciałabym złożyć się w równą kostkę i odłożyć na właściwą półkę. Czuć, że gdzieś, do czegoś, przynależę.

sobota, 10 września 2016

O lękach

Ostatnio sporo w mojej głowie myśli zabarwionych lękiem. Tym, który wypełza spod łóżka tuż przed snem - niczym demony - i nie pozwala zasnąć. Albo barwi sny we własne wzory.
Boję się wyścigu z czasem. Tego, że z kilkoma spośród najważniejszych punktów na swojej ścieżce nie zdążę. Że je przegapię, ominę, odłożę na później. Takie później, które nigdy nie nadejdzie.
Boję się, że w gonitwie codzienności i pośród zaplątanych ścieżek przegapię to, czego nie sposób więcej spotkać.
Że między palcami przemkną te najważniejsze z chwil.
I zostanie tylko pustka nie do wypełnienia.

czwartek, 8 września 2016

Prawda jest przereklamowana

Im więcej czasu spędzam z ludźmi, tym mocniej nabieram przekonania, że prawda jest tym, co potrafi najmocniej poróżnić.
Inni często wcale nie chcą słyszeć prawdy. Wolą słyszeć to, co sobie wymyślili w swoich głowach. I tylko tyle chcą usłyszeć. Ani słowa więcej.
Na mówienie nieprawdy póki co jeszcze nie potrafię się zdobyć, więc coraz częściej wymijająco milczę. W ciszy każdy słyszy to, co chce. Lub mówię o czymś nie wprost, bo dookoła - przez ogródek - też jest ludziom łatwiej. Zawsze można pokusić się o wygodniejszą interpretację.
I o ile przełykanie prawdziwych myśli bywa trudne i czasem ta rzekoma dyplomacja staje kością w gardle, o tyle liczba konfliktów zauważalnie zmalała.
Być może niewypowiedziane dla niektórych nie istnieje. A może to dobry start do zabawy w udawanie, również bardzo popularnej w tzw. świecie dorosłych.
Bo tak naprawdę... przemilczenie nie oznacza, że cokolwiek się zmieniło. To tylko pretekst do pozornej życzliwości.

niedziela, 28 sierpnia 2016

Niedopowiedziane

Są takie historie, których się nie opowiada. Nigdy i nikomu, nawet w chwilach wyjątkowej wylewności.
Drzemią uśpione na dnie duszy i od czasu do czasu, nie pytając o zgodę, budzą się, opowiadając każdy swój fragment na nowo.
Razem z nimi budzą się demony. Mają formę uczuć, których nie sposób pomieścić albo nierozwikłanych zagadek, do których nie istnieją słuszne rozwiązania.
Historie te zawsze są trochę niedopowiedziane. Bo nikt nie potrafi ich dokończyć.

czwartek, 25 sierpnia 2016

W kwestii obsady

W rolach pierwszoplanowych zazwyczaj nie występuję. Na drugim planie bywam, ale rzadko.
Najczęściej trafiam się w tle. Albo w tłumie. Bywam czasem 'zamiast', ale takie statystowanie wbrew pozorom sporo kosztuje. Zwłaszcza emocji, gdy okazuje się, że już po wszystkim i czas potulnie wracać do swojego znajomego kącika.
Happy endy oglądam wyłącznie z fotela biernego widza. Mogę sobie co najwyżej oklaskiwać, że czasem się udaje. Komuś. Gdzieś.
I tak sobie myślę, że to ja powinnam być na pierwszym planie, bo to moja historia. I reżyserem. I w dużej mierze scenarzystą, charakteryzatorem, scenografem.
I że, nie wiedzieć czemu, wypuściłam spod mojej wszechobecnej kontroli to, co najważniejsze. A moją uwagę wypełniają po same brzegi przede wszystkim pierdoły. I cudze sprawy, cudze scenariusze, cudze marzenia.
Mam dwadzieścia osiem lat i chyba dopiero teraz dorosłam do tego, by uwierzyć w jakąś własną bajkę.

niedziela, 21 sierpnia 2016

Na poprawę nastroju

Już prawie zupełnie zapomniałam, jak przyjemnie jest spacerować w letnim deszczu, gdy pierwsze krople spadają z nieba, przebijając się przez gęste od gorąca powietrze.
I jak pysznie może smakować truflowa muffinka, podarowana sobie samej w prezencie właściwie zupełnie bez powodu. Na poprawę nastroju.
Zapomniałam już, jak bardzo lubię zapach mokrego nieba, przesyconego wonią kwiatów i dojrzałych na wskroś owoców.
I jak przytulnie może być w szczelnym kokonie grubego szala, w którym zaplątały się pospiesznie odłożone na później wspomnienia. I niedokończone plany.
Na poprawę nastroju układam myśli w poprzek czasu. I słucham pulsu własnych myśli.

piątek, 19 sierpnia 2016

Dzisiaj

Wczoraj z każdą chwilą nieuchronnie zaciera się, pokrywa kurzem, zamienia się w kiedyś. Przeradza w dawno. Pewnych jego skrawków nie uda się uchronić przed zapomnieniem. Niektóre fragmenty, tak istotne kilka chwil temu, z kolejnym dniem nie znaczą już nic. Są błahe. Nieaktualne. Nijakie wobec nowego.
Jutro jest niepewne. Daje nadzieję na wiele, ale zawsze ubiera się w znaki zapytania. Czy się uda. Czy będzie sprzyjało. Czy przyniesie słońce. A może zagrzmi burzą na czyimś prywatnym niebie. Jutro nie potrafi obiecywać. A nawet, jeśli obieca, wcale nie musi dotrzymać słowa. Jutro jest złudne. Jutro może nigdy nie nadejść.
Dzisiaj...? Tu i teraz, tak łatwo odsuwane na później. Tak kruche i ulotne. W tak prosty i oczywisty sposób można je zmarnować. Albo obrócić w pył, pokruszyć ot, tak. Trochę niechcący, trochę na przekór samemu sobie. Dzisiaj najmocniej zależy od tego, co z nim zrobię. Teraz.
Moje dzisiaj ze smutkiem wpatruje się w niebo. W moim dzisiaj przesuwają się skrawki wczoraj, pojawiają się setki pytań o jutro. Ze smutkiem dotykam swojego dzisiaj. Bo już nie wróci. Chwil nie da się naprawić.

czwartek, 18 sierpnia 2016

Bajeczka

Za siedmioma myślami, za siedmioma wzruszeniami, za wysokimi do nieba oczekiwaniami mieszkał sobie lęk.
Miał chatkę wysłaną mięciutkimi chwilami i ogródek pełen twardych jak skała zmartwień.
Karmił się niepewnością i poczuciem, że coś jest nie dość dobre. Przepadał za poczuciem winy i drobnymi jak ziarna piasku wyrzutami sumienia.
Lęk z upodobaniem plątał słowa. Z najprostszego w świecie zdania potrafił upleść coś tak misternego, że nikt nigdy nie był w stanie odgadnąć, gdzie jest początek lub koniec.
Czas przepływał mu przez palce, zupełnie zmarnowany. Lęk zaszywał się w cichym ciemnym kąciku i zastanawiał się, jak to będzie, gdy stanie się coś złego. Lub gdy codzienność okaże się zbyt trudna.
Lęk najwięcej czasu spędzał z ciszą. To ona podszeptywała mu najbardziej zdradliwe myśli i wywrotne plany. Ona snuła w jego głowie opowieść o Wielkim Upadku.
Czasami mam wrażenie, że sama zamieniam się w lęk.

środa, 10 sierpnia 2016

Doczepka


Odkryłam niedawno, że jednak jest coś, w czym jestem bezkonkurencyjna. Absolutnie najlepsza z dobrych. Trenowałam przecież latami.
Owym czymś jest bycie "na doczepkę".
Na przykład wtedy, gdy komuś w ostatniej chwili pokrzyżują się plany i nie ma pomysłu na to, co zrobić w zamian. Albo kiedy w towarzystwie nagle pojawi się dziura. Można wtedy załatać ją mną. Na chwilę, dopóki nie znajdzie się ktoś, kto będzie tam pasował na dłużej.
Albo kiedy koniecznie trzeba udać się gdzieś, gdzie głupio jest pokazać się samotnie. A nikt inny nie chce dać się namówić.
Doczepka na ogół się zgadza. Właściwie nie wymaga zbyt wiele w zamian. Nie stawia oczekiwań ani warunków. Można ją odstawić w dowolnym momencie i absolutnie się z tego nie tłumaczyć.
Można wepchnąć ją do kąta "do następnego razu". Bywa, że w międzyczasie pokryje ją kurz.
Z doczepką można jednego dnia wszystko przegadać i niemal wszystko zrobić. Kolejnego dnia natomiast - można nie robić nic. I milczeć.

niedziela, 7 sierpnia 2016

steep into the time

Zapadanie się w czas niczym w przesadnie miękki kokon wycisza. Można wtedy pochylić się nad każdą ważniejszą chwilą i zdecydować, co można już zostawić za sobą - bo spełniło już przypisaną sobie rolę.
Powoli, godzina po godzinie, przypominam sobie, co tak naprawdę jest dla mnie ważne. I czym nie powinnam zaprzątać sobie ani jednej myśli więcej.
Są pytania, które przestałam już zadawać. Bo nie znajdę odpowiedzi wtedy, gdy tak usilnie na nie czekam. Czas przyniesie je sam. Kiedyś.
Powoli rozjaśniam swój mały, mikroskopijny wręcz, horyzont.

poniedziałek, 1 sierpnia 2016

Come back to myself

Czasami trzeba przyjąć rzeczy takimi, jakie są.
Bez buntu, że nijak nie chcą się dopasować do tego, co było dotąd. Bez nietrwałej wiary, że może za chwilę coś się zmieni i świat znowu stanie się zrozumiały, znany. Bez szukania innej drogi, by po raz kolejny - choć tym razem dookoła - trafić donikąd.
Najtrudniej jest odpuścić, na chwilę zastygnąć w bezruchu, by móc później iść dalej. I pewnie byłoby to o wiele dalsze 'dalej', niż zakładało się wcześniej, ale, mimo wszystko, trudno jest uciszyć niepokój, który w głowie plącze najprostsze nawet myśli.
Wierzyć - ot, tak - chyba nie umiem. Wolę działać, by mieć poczucie, że w jakimkolwiek stopniu należę do tej pogmatwanej układanki. Aby działać, trzeba najpierw ubrać się w spokój.
Dawno już nie słuchałam siebie. Między cudzymi oczekiwaniami i tym, co należy, zgubiłam gdzieś własne sny. Chyba nawet zapomniałam, jak to jest śnić.

W tle: klik!

wtorek, 26 lipca 2016

Nigdy więcej dziś.

Śniadanie po 17, składające się z tony frytek z toną majonezu, karmelowych lodów z solą i wiadra kawy. W kąciku cierpliwie czeka na swoją kolej nalewka pigwowa. Całe morze nalewki.
Moja odpowiedź na wszystkie 'powinnam', 'wypada' i 'jestem potrzebna do kolejnego "czegoś-tam"'. Wyciszam telefon, wrzucam go do najciemniejszego kąta i nie zamierzam szukać. Nigdy więcej. Nigdy więcej dziś.
Nie trzeba jakoś szczególnie znikać, by odkryć - zupełnie znienacka - że bez usilnych starań też bywa się niewidzialnym. Elementem tła.
Że jest się mimochodem.
I w tym momencie pojawia się pytanie, czy aby na pewno jeszcze się jest.

poniedziałek, 4 lipca 2016

Lemoniada

"Kiedy życie daje Ci cytrynę, zrób z niej lemoniadę." J. Collins

Trudno jest nauczyć się uśmiechać do gwiazd. Ale kiedy się to uda, z czasem można odkryć, że gwiazdy pachną. Spełnianymi snami.
A zły czas udaje się przetrzeć. I wtulić w dobrą, spokojną myśl.

poniedziałek, 27 czerwca 2016

...całe niebo samotności.

"(...)
jest całe niebo samotności
i tylko jeden w nim anioł
o skrzydłach nieważkich jak twoje słowa."

H. Poświatowska

A najtrudniej przyznać się przed samą sobą, że na kolejny dzień bycia dzielną i dość dobrą najzwyczajniej w świecie brakuje już sił.
I chciałoby się gumką wymazać cały świat.

środa, 1 czerwca 2016

w zaplątaniu

Pamiętam, że kiedy byłam dzieckiem, świat był nieskomplikowany. Pojawiał się konkretny problem, więc należało go rozwiązać - zawsze wiadomo było, jak to zrobić. Po wykonaniu zadania znowu można było poczuć się błogo.
Nie było tylu zaplątanych snów, co dziś. Ani wieczorów, gdy nie wiadomo, czy coś jeszcze nieudolnie próbować zrobić, czy pasować na całej linii.
Było mnóstwo wiary w to, że jutro się uda. Że się wyprostuje, poskłada. I że na pewno znajdzie się ktoś, kto w tym pomoże.
Dzisiaj wiem, że jutro może być równie odległe, jak nigdy.
W dzieciństwie bardzo wyraźnie wiadomo było, co się lubi, a czego nie. Z kim chce się bawić, a kogo omijać szerokim łukiem. Decyzje podejmowało się w ułamku sekundy, bez zbędnego gdybania. I zwykle wybory były słuszne.
I tak sobie myślę, że to nie dzieciństwo było tak uparcie proste, ale to my, dorośli, tak zapamiętale lubimy komplikować. Nawet to, co samo w sobie już jest trudne.

piątek, 13 maja 2016

Z głupotą się nie dyskutuje

Gdyby stężenie głupoty na metr kwadratowy było mierzalne, w niektórych miejscach najpewniej zabrakłoby skali.
I im częściej trzeba się stykać z takim zjawiskiem, tym częściej zaczyna się wpadać w ton 'wszystko mi jedno'. Bo ile razy można szukać sensu w absurdach? I jak w ogóle z nimi dyskutować?
Potykam się co rusz o słowa, których nie sposób przyjąć. O pomysły zaczerpnięte z niedopowiedzianych historii, o całe stosy cudzych 'wydaje-mi-się'.
A mnie się już nic nie wydaje. Ja mam już pewność.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Lubię

Lubię zapach deszczu w wyjątkowo ciepły, wiosenny dzień.
Lubię czuć, że nic nie muszę. Absolutnie nic.
Lubię patrzeć w oczy, które uśmiechają się do mnie. Tak naprawdę i zupełnie szczerze.
Lubię czuć pocałunki wiatru na karku, tuż pod linią włosów.
Lubię.

niedziela, 10 kwietnia 2016

restart

Czasami nadchodzi taki moment, gdy chce się zrestartować. Siebie.
I może dobrze byłoby posłuchać siebie. Przynajmniej ten jeden raz.

środa, 6 kwietnia 2016

Był kiedyś Ktoś.

Był kiedyś ktoś, kto wierzył w sny. I w marzenia. Kto ukradkiem puszczał oczko światu, gdy akurat na jego niebie zalegały chmury. Roztrącał je, tak zwyczajnie.
Ktoś snuł całe mnóstwo planów, misternych jak pajęcza sieć. I wierzył, że się stanie.
Był kiedyś ktoś, dla kogo nie istniały poranki pozbawione nadziei. Z choćby drobną jej szczyptą ruszał w każdy dzień.
Ktoś miał pewność. Niezachwianą.
A jednak dzisiaj po tej pewności nie ma nawet śladu. Po nadziei został zaledwie cień.
Ktoś nie wierzy już tak ufnie w sny.
Ktoś nie ma nawet dosyć siły, by je wyśnić. I od pewnego czasu wcale nie czuje się już Ktosiem.

poniedziałek, 28 marca 2016

Był sobie Lęk

W samym środku duszy mieszkał sobie Lęk. Nie za siedmioma górami ani dawno, dawno temu. Tu i teraz, od czasu do czasu kryjąc się na tyle dokładnie, że można zapomnieć, że on jest.
Lęk był średnich rozmiarów - ani maleńki, ani ogromny. Nie był potężny, bo nigdy nie mógł zapanować całkowicie i bez reszty nad duszą. Nie był też niepozorny, bo zawsze jakiś okruch wątpliwości i zmieszania sprawiał, ze dusza drżała na myśl o tym, co będzie jutro.
Lęk miał swoich przyjaciół, których od czasu do czasu zapraszał do siebie i razem przemierzali wszystkie zakątki duszy. Można było go spotkać spacerującego ze Wstydem, dyskutującego z Poczuciem Winy, zajętego w towarzystwie Bezsilności. Tak naprawdę Lęk rzadko bywał całkowicie sam.
Lęk sprawiał, że ciemniały myśli. Czasami drżały w posadach wszystkie oczywiste wcześniej plany. Bywało też, że skutecznie odpędzał sen. Albo przywoływał słowa, których wcale nie chciało się powiedzieć. Podejmował decyzje, które nie były słuszne.
Lęk karmił się ciszą i niedopowiedzeniami. Paradoksalnie lubował się brakiem czasu, wymuszając postawienie pytajników, na które nigdy nie uda się znaleźć odpowiedzi.
Lęk był sprytny, nawet gdy od dawna był Lękiem znajomym i oswojonym. On nigdy nie da się do końca ugłaskać.
A zakończenie...?
Ciągle jeszcze go nie znam.

wtorek, 15 marca 2016

!


"Nie jestem zupą pomidorową - nie wszyscy muszą mnie lubić."
Ani oczekiwać, że ja będę lubiła ich wszystkich. Czasem robią wszystko, by się nie udało.

poniedziałek, 29 lutego 2016

In Wonderland

Czasami czuję się zupełnie jak Alicja w Krainie Czarów.
Wcale nie magicznie.
Czasem jest z pozoru zwyczajnie, a ma się wrażenie, że nic do niczego nie pasuje, a jakiekolwiek prawa logiki wyparowały albo bezpowrotnie prysły.
Że wszystkie znane dotąd zasady, które nadawały sens i czyniły świat oswojonym... wymazały się. Mimochodem.
I nic nie jest takim, jakim zdawało się być chwilę wcześniej.
I nie ma stanów pewnych. Ani rzeczy oczywistych.
Ani niezawodnych.
I nawet mój kot zdaje się obserwować z politowaniem to, jak nieporadnie usiłuję składać swój świat.

poniedziałek, 22 lutego 2016

Zabawa w...

W zabawy w 'gdybanie' już się nie bawię. Nie poprawiają humoru, nie zmieniają świata - nawet tego w skali mikro, ograniczonego do maleńkich czterech ścian i przykurzonych myśli.
W zabawach w 'coś za coś' też nigdy nie byłam zbyt dobra. Za szybko odpuszczałam, gdy przychodziła kolej na egzekwowanie tytułowego 'cosia' dla siebie. Teraz odpuściłam zupełnie. Nie wyliczam, nie kalkuluję, a przynajmniej nie biorę sobie tych nierównych bilansów do serca.
Ostatnio myślę sobie, że chyba w ogóle bawię się jakby mniej.
To, co ostatnio wychodzi mi najlepiej, to zabawa w znikanie. Na krótkie pstryk!
A tak wygląda zabawa w poprawianie humoru: klik!

niedziela, 14 lutego 2016

Logika drwi

Świat staje na opak, a pewne rzeczy dzieją się w poprzek czasu.
A ja nie lubię nie rozumieć.
Rozmarzyłam się, że między jednym oddechem a drugim poczuję spokój i sens. Że znaki zapytania kiedyś wreszcie zechcą się wyprostować. Póki co wyrosły koło nich wykrzykniki. Ciągle zastanawiam się, kiedy nadejdzie czas, by postawić kropkę. Tę absolutnie domykającą rozdział.
Bywa, że logika ironicznie śmieje mi się w twarz. Odwraca się bez ostrzeżenia i drwi. Bywa.
I powoli przestaje mi się chcieć. Szukać sposobu, wyjaśniać, omijać to, czego rozwiązać się nie da.
Znowu pojawia się poczucie, że wiele rzeczy jest nie tak, jak miało być.
Zdaje się, że nazywa się bezsilność.

I coraz częściej dociera do mnie, że coraz mocniej nie jestem dobra.

piątek, 12 lutego 2016

Nie do oszukania

Pachnące świece i nowa książka. A do tego film grzecznie czekający na swoją kolej.
Miękki zielony koc zwinięty w przytulny kokon.
Cieplutki puchaty kotek tuż przy kolanie.
Kawa. Morze kawy. Z cynamonem, z imbirem, z kardamonem. Z syropem klonowym. Ale zawsze bez cukru.
Dwie karmelowe milki i butelka białego martini. A do tego cała torba gotowych frytek.
Bywają tak ponure nastroje, że niczym nie można ich oszukać.

niedziela, 7 lutego 2016

Jakoś

Udawać umiem, ale coraz częściej mi się nie chce. Zwyczajnie nie wiem, po co miałabym to robić.
Uśmiechać się przez łzy też umiem, ale to wymaga dużo siły. A tej nie chcę marnować, gdy nie muszę.
Starać się też potrafię, ale czasem nie widzę różnicy w efektach. Więc odpuszczam.
Marzyć...? Coraz częściej nie umiem. I jakoś da się z tym żyć. Jakoś.
P.S. Mały, puchaty ktoś naprawdę potrafi ogrzewać chłodne myśli:  klik!

wtorek, 2 lutego 2016

Fairytale

Once upon a time there was a Girl. She was absolutelly special, just because she felt like this.
The Girl had so many things to do, she could never rest. There were new responsibilities to fulfil, other people to be listened, new tasks to be done. All the time.
And no one could hear her complaining. She liked it - being overtired, but necessary. Sleepy, but satisfied. Always running, but happy.
And she knew what true love is. And how does it feel when your dreams come true. These from the bottom of her heart too.
She met many people and so many of them were good and honest. She could rely on herself and her friends.
She was simply happy.
And then... she woke up.

niedziela, 31 stycznia 2016

Skradziony czas

Gdybym umiała kraść czas, chowałabym go we wszystkich kieszeniach, jakie mam. Ukradkiem mogłabym go dotykać opuszkami palców i czuć, że stale go mam.
Wtedy snułabym całe setki planów, które teraz czekają na swoje kiedyś.
Zapisywałabym tysiące kartek, które teraz cierpliwie chłoną kurz.
I wierzyłabym w mnóstwo rzeczy, na które teraz brakuje wiary.
Gdy dostaje się w pakiecie całe dwa dni, gdy musi się o wiele mniej niż zazwyczaj i można zaszyć się w swoim małym mieszkaniu i chociaż raz móc wybrać, na co straci się czas... wybrałam znowu "kuchnioterapię". Gotowanie mnie uspokaja. Pokazuje, że jeszcze cokolwiek potrafię. Że umiem zrobić coś, co kończy się przyjemnością.
Cosie z mijającego weekendu można podejrzeć tutaj: klik!

środa, 20 stycznia 2016

sobota, 16 stycznia 2016

revery

rozchylam rzęsy
i pachnie dom
ciepłym słowem

więc grzeję czas
na przekór myślom
złożonym wspak

wymyślam sens
półtorej minuty
przed

i wszystko mam
i nie mam nic
a trwam

Bazgroł przy kubku kawy z kardamonem i waniliowych świecach. Przy zamyśleniu do granic i bezgranicznym zdumieniu. Przy cieple kociego futerka i stygnących rogalików z jabłkami. Przy czasie wykradzionym rozpędzonej codzienności.

środa, 13 stycznia 2016

Jest jak zwykle.

Wiem już, jak to jest czuć, że stapiam się z tłem.
I jak to jest zdarzać się innym ot, tak. Mimochodem.
Czasem nawet bez czapki - niewidki można zniknąć. Zupełnie.
Wśród rzeczy mniej i bardziej ważnych coraz więcej przytrafia się takich, które są całkowicie obojętne.
Na pozór zwyczajnie. Na pozór jest jak zwykle.
To tylko próżnia ciasno przytula się do skroni.