środa, 1 listopada 2017

Mydlane bańki

Mydlane bańki potrafią doskonale wtapiać się w tło.
Wypełnione są pustką, stale oczekującą na najdrobniejszy chociaż sens.
Są tak kruche i wiotkie, że byle powiew potrafi porwać je daleko od ich bezpiecznych, znajomych miejsc.
Gdy mydlana bańka pryska, zwykle nikt tego nie dostrzega.

sobota, 21 października 2017

Działania pozorowane

Można patrzeć i zupełnie niczego nie dostrzegać.
Albo słuchać - na pozór - i w rzeczywistości nie usłyszeć niczego, co padło z czyichś ust.
Można niby się uśmiechać i niby żartować, aż wreszcie zostanie się mistrzem - w zadowoleniu na niby.
Można też rozmawiać - tak bardzo o niczym, że równie dobrze mogłoby tej rozmowy nigdy nie być.
Można robić swoje i twierdzić, że właściwie wszystko jest w prządku. Bo pozornie jest. Tyle tylko, że przedziwny to porządek.
Ostatnio zaczął się sezon na działania pozorowane.

niedziela, 1 października 2017

piątek, 29 września 2017

underwater

Czasami mam wrażenie, że na stopach mam betonowe buty i właśnie wypadłam za burtę na samym środku morza. W dodatku jest to morze bez dna, więc można jedynie spadać coraz niżej i niżej.
I nie sposób choćby dryfować. Ani zbliżyć się do stabilnego lądu.

piątek, 11 sierpnia 2017

...no use.

It's no use going back to yesterday, because I was a different person then.
L. Carroll  "Alice in Wonderland"

wtorek, 8 sierpnia 2017

anxiety

...bo kiedy wydaje się, że przez chwilę może być dobrze i spokojnie, to nagle wydarza się coś, co sprawia, że cały spokój pryska w mgnieniu oka.
I nic nie jest dobrze.

sobota, 15 lipca 2017

bubble-game

Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że utknę w mydlanej bańce, nie uwierzyłabym. Słyszałam, że czasem tak bywa, ale zwykle zakłada się, że to dotyczy innych.
W bańce na wskroś wypełnionej próżnią. Czasem trudno jest poczuć, że naprawdę można oddychać.
W bańce, która od czasu do czasu zamigocze łobuzerskim błyskiem. Na ułamek sekundy. A później osacza lękiem i poczuciem, że każdy nieuważny ruch rozbije ją i sprowadzi na samo dno.
W bańce, o której brzegi rozbijają się cudze wątki. Bez szans na prawdziwy dotyk.
Bańka przeraża swoim mikrohermetycznym osamotnieniem. Przemykaniem w tle. Kruchością własnych granic.

niedziela, 28 maja 2017

na przedwczoraj.

Doszłam do punktu, gdy kompletnie zagubiłam się w labiryncie obowiązków i powinności.
Gdy to wszystko, co powinnam, należy i czego się ode mnie oczekuje, zupełnie zasłoniło mnie samą.
Ukradkiem spojrzałam na siebie z boku. Ze zgrozą stwierdziłam, że mnie już prawie nie ma.
Jest za to setka zadań do odhaczenia. Na przedwczoraj.

niedziela, 21 maja 2017

(?)

Zdarza się, że nocami trafiają do nas takie sny, którym ze smutku popękały serca.
Nigdy wcześniej nie sądziłam, że można aż tak mocno bać się jutra.

wtorek, 2 maja 2017

:)

Once upon a time there was a Girl.
...but she's not from this story. She's no longer belonging here.
Maybe you'll meet her - someday, somewhere.
Maybe somewhere over the rainbow... :)

środa, 26 kwietnia 2017

expectations

There are so many pieces from so many stories, but not mine.
Like puzzles you can't manage to make all together. Like problems not to be solved.
I've heard once, that everything passes you by, so problems are going to run away too.
There aren't never-ending stories. Never.
So maybe sometimes you need just breathe. Without all these rules or explanations back in your head.
Maybe sometimes you need just live. And expect nothing more.

piątek, 21 kwietnia 2017

...so close.

Silence may tell you everything. Even more than any words.
Can make you calm, when the whole world is runnin' to nowhere.
Silence can lie to you - 'cause you don't know, but only suppose.
You can wear silence everyday, like the best dress you have ever had. You can smell it, taste and even squeeze or hold tight.
Silence may be a perfect mask. To avoid some questions and explanations. To pretend that everything's gonna be alright.
To hear your own breathe.
To run away.
My silence is so close, just underneath my skin.

sobota, 15 kwietnia 2017

...tu chodzi o nadzieję.

Przy okołoświątecznych czynnościach przysiadłam na chwilę, zaczytałam się i zasłuchałam w coś mądrego i ze zdumieniem odkryłam, że uleciało mi kilka godzin. Już bezpowrotnie.
I w związku z tym albo zarwę noc, albo z czymś nie zdążę. Z myciem podłóg na przykład. Albo z nadzwyczajnym szorowaniem wszystkich powierzchni w kuchni.
Ze wzruszeniem ramion uznałam, że nocy zarywać nie zamierzam.
Przecież nie o wypastowane podłogi tu chodzi. Ani o sterylnie pachnące kąty.
Nie chodzi też o górę jedzenia, z którą za chwilę nie będzie co zrobić. Ani o potrawy, które przygotowuje się długimi godzinami po to tylko, by mieć poczucie wypełnionego obowiązku. Nie ważne nawet, czy dobrze.
Tu chodzi o nadzieję.
Nie tą głupią, poplątaną z naiwnością, na której buduje się głupie decyzje i niepotrzebne nikomu plany.
Nie taką, która zwalnia nas z myślenia i przy której zawsze znajduje się argument z serii 'jakoś to będzie'.
Chodzi o tę nadzieję, która nie pozwala upaść na samo dno, gdy wokół jest wyjątkowo trudno i źle. Smutno do szpiku kości.
O taką nadzieję, która uczy nie rozumieć, ale - mimo wszystko - znieść i wytrzymać. Bo wtedy dajemy sobie czas, by urosnąć w siłę i podnieść się z kolan.
O taką nadzieję, która rodzi się wiosną w sercu i dojrzewa przez długie lata. Która roztapia najzimniejsze lęki. I - mimo stale obecnych obaw - oswaja czas.
I takiej nadziei sobie życzę. I Wam również - bez względu na to, w co wierzycie i co jest dla Was ważne.

środa, 29 marca 2017

bez różdżki

Gdybym miała różdżkę lub chociaż rybkę, która rzeczywiście spełnia życzenia, zatrzymałabym w miejscu czas. Na kilkanaście chwil.
Bo zbyt wiele ważnych spraw wymknęło mi się z rąk - a ja nie wiem, za którą z nich gonić natychmiast, a która poradzi sobie przez moment beze mnie.
Nie nadążam nawet za tym, by zastanowić się, co jeszcze ma sens, a co najlepiej byłoby odpuścić. Myślę, że w niektórych kwestiach to mnie już dawno sobie odpuszczono. I pozostaje tylko przyjąć to do wiadomości.
Doba jest za krótka, by być na bieżąco z najbardziej istotnymi sprawami. Już dawno zapomniałam o sobie.
Kolejnym życzeniem byłoby takie, by w końcu ktoś rozplątał moje sny. Wygładził ich powierzchnię. Ocieplił.
I by rozczarowania nie miały tak bardzo gorzkiego posmaku.

wtorek, 21 marca 2017

Nieśmiałe roztopy

Stawiam pierwsze wiosenne kroki.
Z rozwagą przybliżam odwilż do krawędzi ust, otulam się nieśmiałymi promykami słońca.
Rozgarniam chmury opuszkami palców, a na tęczę nawlekam zakurzone pytajniki.
Pomiędzy jedną myślą a drugą zagryzam od niechcenia wargi.
O nic nie pytaj - nie odpowiem.

wtorek, 14 marca 2017

alert

Kiedy dawno postawione znaki zapytania przeradzają się w wykrzykniki, a na rozjaśnienie myśli nie pomaga ani martini, ani kolejna tabliczka czekolady, zapala mi się w głowie czerwona lampka.
Która ostrzega mnie przede mną.
Już nie pytam siebie, po co mi to wszystko, bo nie mam już nawet złudzeń, z których mogłabym się jeszcze okraść. Ani planów tak naiwnych, że prawie śmiesznych.
Tuż pod skórą osiada pustka. I gorycz na samym brzegu warg.

W tle stale pobrzmiewa: Birdy.

niedziela, 5 marca 2017

planowana wiosna

Wczoraj ostatni papieros. Ostatnie łzy bezsilności ciasno ułożone na poduszce. Ostatni wieczór, gdy chciało się uciekać jak najdalej.
Dzisiaj pierwsza kawa na balkonie w tym roku. I pierwsze tegoroczne upieczone drożdżówki. Pierwszy poranek, gdy nie musiałam okłamywać siebie, że mam po co wychodzić z łóżka.
W najbliższych planach mam wiosnę.

"Płacząc, wcale nie staniesz się ani trochę bardziej prawdziwa - zauważył Twidlitu - więc nie ma powodu płakać". L. Caroll Po drugiej stronie lustra

sobota, 4 marca 2017

wanna breathe

I can't face down anything last days.
It's like you're suffocatin'. And try to go away, but there's no place to go.
And you repeat all the mistakes. Again and again.
I'd really like to breathe deeply. With no fear.

środa, 1 marca 2017

gra w oswajanie

Nie lubię dni przepełnionych niedopowiedzeniami i pretensjami nie wprost.
Nie lubię starać się po nic i patrzeć, jak ktoś, kto mógł być na wyciągnięcie ręki, umyka.
To jakby wyrwać siebie z kontekstu i udawać, że jest dokładnie tak, jak miało być.
Nie lubię też karmić się niepokojem utkanym z niewiedzy. Z obojętności. Z czyjegoś 'wszystko-mi-jedno'.
Nie mam siły grać w cudze gierki - takie bez reguł, z zasadami zmiennymi ot, tak. 
I nie chce mi się starać za wszelką cenę. Zwłaszcza, gdy odpowiedzi udziela tylko lęk.
Uczę się oswajać ciszę.

poniedziałek, 27 lutego 2017

mikroburze

Kiedy miarą czyjejś sympatii do nas jest wyłącznie nasza użyteczność, warto powiedzieć sobie wprost, że nie warto.
Nawet, gdy trudno jest się z tego układu wypisać.
I kiedy zwyczajnie jest żal. Cholernie żal.
W połączeniu z całym ogromem mikroburz i skomplikowanych zaplątań w myślach, chciałoby się już tylko zniknąć.

środa, 22 lutego 2017

anioły na parapetach

Najchętniej usnęłabym snem tak mocnym, że nie przerwałaby go nawet potężna burza w mojej głowie.
I obudziła się dużo później. Dużo inaczej. W jakiejś odmiennej czasoprzestrzeni.
I od chwili przebudzenia byłoby lżej, pogodniej, jaśniej. Chwile nie przygniatałyby swoją ponurą obecnością, słowa nie padałyby zupełnie na opak, ludzie nie znikaliby z zasięgu mojego wzroku zupełnie nie w porę.
I ja zbudziłabym się inna - lepsza, spokojniejsza, silniejsza.
Nie przeszkadzałyby mi wszystkie momenty, gdy sama muszę decydować o każdym szczególe swojego życia. Gdy plany snuję wyłącznie w oparciu o własną intuicję, a decyzje podejmuję tylko w towarzystwie swojego lęku. 
I czasem na parapetach siadałyby nawet utkane z mgły anioły.

poniedziałek, 20 lutego 2017

Syndrom frajera

Myślę sobie, że spokojnie mogłabym zrobić doktorat na ww. temat.
A głównym materiałem poglądowym byłabym ja sama.
Tak się jakoś dziwnym trafem składa, że stale staram się dopasować. Żeby komuś było miło. Albo wygodnie. Albo żeby nie musiał włożyć w coś więcej wysiłku, niż zakładał wcześniej. Więc ja postanawiam wstrzelić się tak, by był zadowolony.
Milczę na tematy, które dla kogoś mogą być niewygodne. Nie zadaję pytań, które mogłyby wzbudzić w kimś niepokój, złość, niechęć. Gdy czuję, że samokontrola chwilowo mi szwankuje, wycofuję się i omijam świat - do czasu, aż znowu będę się umiała dopasować.
Ostatnio złapałam się na tym, że w niektórych miejscach i sytuacjach zapomniałam już, co tak naprawdę lubię. Bo zwykle układałam się tak, by nie zawadzać. W tym też jestem całkiem niezła - w poczuciu bycia "przeszkadzajką".
I pewnie nie byłoby niczego dziwnego w tym, że czasem trzeba wyhamować, przykleić na twarz uśmiech i udać, że tak, jak jest, jest dobrze. Dla świętego spokoju.
Ani w tym, że ustępuje się na rzecz czyjegoś zadowolenia czy zwyczajnie w imię życzliwości.
Ale kiedy w lustrze odkrywam twarz kogoś, kogo przestaję rozpoznawać - może pora dopasować się do własnych oczekiwań...?

wtorek, 14 lutego 2017

kraina kota

Czasem obserwuję swojego kota.
Jak zwija się w szczelny kłębuszek, gdy chce odpocząć. I nikt nie jest w stanie wyplątać go z jego snów.
Jak prosto dzieli się jego świat - na to, co lubi i na to, czego tolerować nie będzie. Żadnych półśrodków, niedopowiedzeń, wątpliwości.
W jak oczywisty sposób wie, na kogo czeka, a kogo może zignorować już od pierwszego wejrzenia.
Jak w sposób naturalny i oczywisty przynależy do swojego miejsca i osoby.
Jak łatwo jest zazdrościć mu tej przynależności i pewności tego, co jest.

sobota, 11 lutego 2017

givin' up

Uśmiech pomieszany z rezygnacją to coś nowego dla mnie.
Pewnie przydałby się już dawno, kilka zakrętów temu, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak go ubrać.
Ani nie miałam dosyć odwagi, by rezygnować z czegoś, czego nie chce się wypuszczać z rąk.
Ale nie da się utrzymać na siłę niczego i nikogo. Jeśli coś ma się zakończyć, odchodzi bez względu na to, czy się z tym zgadzamy czy nie.
Zostaje sentyment, niewypełniona nagle przestrzeń i przekonanie, że można wszystko - choć jednocześnie nie da się wcale.
Że całkiem mimochodem budzimy się z niczym - może poza smutnym posmakiem tego, co bezpowrotnie umknęło.

sobota, 4 lutego 2017

wiosna za pasem

Trochę ze zdziwieniem, a nieco ze zniecierpliwionym oczekiwaniem odkrywam, że nareszcie zaczynam ogarniać.
Że w końcu wcielam dawno postanowione plany w swoje dzisiaj. Że to, co obiecałam sobie jakiś czas temu - by uchronić siebie samą - nareszcie zaczynam spełniać.
W końcu przypominam sobie, jak to jest oddychać. I jak można chwytać w garść czas, gdy sen zapomniał do mnie drogi.
Nareszcie gotuję, smakuję, wnikam w zapachy całą sobą.
Ustawiam swój świat na właściwym miejscu. Porządkuję, układam, nadaję pokrzywionym pomysłom właściwy tor. Segreguję wszystko, co znajduję na swojej drodze. Rzeczy zbędne lub przyciężkie fruną ze świstem hen, daleko. Nie chcę ich już obok siebie.
I znowu zaczęłam śpiewać między pisanymi naprędce wierszami.

niedziela, 29 stycznia 2017

polisensorycznie

Dzisiaj kryję się w smakach i fakturach.
Bywa odrobinę słodko, trochę słono, momentami mocno kwaśno.
Badam czas na zimno i na gorąco, w wersji wytrawnej i zdecydowanie deserowej.
Kosztuję nowych pomysłów, doprawiam zgodnie z własną intuicją, na kilka jeszcze muszę zaczekać, by dojrzały.
Zderzam chwile na skraju warg, palcami formuję myśli, podlewam ziołowym winem.
Rozpadam się na miliardy wspomnień i powstaję do nowych planów. Ze smakiem.

piątek, 27 stycznia 2017

Dorosłe przedszkolaki

Ktoś mnie kiedyś spytał, z jakimi dziećmi pracuje mi się najtrudniej. Długo się nad tym zastanawiałam i nie potrafiłam jednoznacznie odpowiedzieć.
Dzisiaj odpowiedź znalazła mnie sama.
Najtrudniej pracuje mi się z dziećmi, które od kilkunastu lub kilkudziesięciu lat są pełnoletnie, podobno nic im nie dolega i formalnie rzecz biorąc, również pracują z dziećmi - a w pewnych kwestiach same nie wyszły jeszcze z etapu rozkapryszonego przedszkolaka.
Podejrzewam, że już z niego nie wyjdą.
Takich absurdów, jakie można od nich usłyszeć, dawno już nie słyszałam. A kiedy absurd osiąga szczytowe granice głupoty, zaczyna szczerze śmieszyć.
Dzisiaj ubawiłam się za wszystkie czasy. Z rozbawieniem pozostawiłam swoje zdanie dla siebie.
Czasem naprawdę milczenie jest złotem. A z głupotą przecież nie sposób dyskutować.

niedziela, 22 stycznia 2017

weirdly

Przedziwne to uczucie, gdy nie pasuje się tam, gdzie powinno się przynależeć niemal z definicji. Gdy można się poczuć jak puzel z odmiennej układanki, niepodobny do wszystkich pozostałych.
I przedziwnie jest, gdy to, co kiedyś było oczywiste, oswojone, na wyciągnięcie ręki, jest całkowicie obce. Niby znane, ale wykrojone z innego szablonu.
Zupełnie, jakby spadło się z sąsiedniej półki. Przez nieuwagę lub przypadek.
I można czuć skrępowanie wtedy, gdy powinno się być całkowicie swobodnym. Mówić okrągłe zdania o niczym, bo na nic innego nie ma miejsca.
Przedziwne jest, gdy ma się więcej wspólnego z osobami, z którymi w założeniu łączy o wiele mniej.

czwartek, 19 stycznia 2017

...?

Czasem się zastanawiam, czym sobie zasłużyłam na to, by być aż tak bardzo niczyją.

poniedziałek, 16 stycznia 2017

Niepamięć

Nie pamiętam, kiedy ostatnio udało mi się spokojnie zasnąć. Ot, tak, tuż po położeniu głowy na poduszce. Nawet, gdy ze zmęczenia mogę już tylko zacisnąć mocno powieki, w głowie przeganiają się szaleńczo myśli. Im później jest, tym bardziej absurdalne i niepokojące obejmują prowadzenie.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio udało mi się zwyczajnie wyjść z łóżka. Przebudzić się, przeciągnąć i wyjść światu naprzeciw. Od jakiegoś czasu muszę sobie co rano wmawiać, że jeszcze mam po co z tego łóżka wychodzić. Że przynajmniej tyle powinno mi się chcieć. 
Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam poczucie, że wszystko jest na swoim miejscu. Że ja jestem w tym miejscu, w którym być powinnam. Kiedy ostatnio czułam się bezpieczna, spokojna, z zapasem sił na czarną godzinę.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio był moment, że nie czułam się bezbarwna. Kiedy miałam pewność, że ktoś poświęca mi swój czas tylko dlatego, że ma na to ochotę - nie w związku z obowiązkami, problemami do rozwiązania czy tysiącem spraw do załatwienia.
Najchętniej to właśnie moje teraz wyrzuciłabym w niepamięć.

pod śniegiem

Niektóre z myśli zasypał śnieg. Pokrył je białym, lekkim puchem na wieczne ogrzanie. Nadał im miękkości i teraz moja w tym głowa, by wiosną wyrosły z nich lepsze dni.

piątek, 13 stycznia 2017

do przemyślenia

Po dwóch rozmowach przeprowadzonych dzisiaj - takich z serii arcyważnych i dających do myślenia na długo - dotarło do mnie, że pewnych rzeczy nie da się załatwić na skróty. Ani nie da się ominąć pewnych kwestii, które od zawsze leżały w szufladce ze zjawiskami nieuchronnymi. Nie da się i już.
Może dzięki takiej świadomości łatwiej jest oswoić lęk.

Z Muminkowych mądrości:
Niemniej postawa Joka wydaje mi się w jakimś sensie nonszalancka. Mam na myśli to, o czym mówiliśmy: że się tylko żyje. Przecież żyje się i tak, niezależnie od wszystkiego. Według mnie chodzi o to, żeby mnóstwo ważnych, bardzo istotnych rzeczy, które każdego z nas stale otaczają, umieć przemyśleć, przeżyć, zdobyć. Tyle jest najrozmaitszych możliwości, że włos mi się jeży na karku, gdy o nich pomyślę. A w samym środku tego wszystkiego siedzę ja – i jestem oczywiście najważniejszy.

środa, 11 stycznia 2017

...na opustoszałe pajęczyny.

Sny kruche jak porcelana i cisza cięższa niż poczucie winy.
Milczenie miesza się z krótkimi zdaniami, znaczącymi mniej niż niewiele. Wychodzi z tego mieszanka o niczym.
Rozdźwięk między oczekiwaniami a rzeczywistością zostawia gorzki posmak na każdym kolejnym przebudzeniu. Gdy chce się prędko zasnąć na nowo, bo to lepsze niż zmuszanie się do codzienności.
Nie da się odwrócić biegu wydarzeń ani sprawić, by czas przestał znikać bezpowrotnie w tempie o trzy kroki szybszym, niż obiecywał.
Tak samo, jak nie da się odwiesić niewygodnych wniosków na opustoszałe pajęczyny i pójść dalej, z sercem lżejszym o kilkanaście rozczarowań.
Czasem sama już nie wiem, czy o szyby puka mróz, czy to tylko stare, znajome zwątpienie.

poniedziałek, 2 stycznia 2017

powerless

Do niedawna sądziłam, że bezsilność jest stanem depczącym spokój i odpędzającym bezpowrotnie sny. Takim, przy którym lęk i niepokój są absolutnie namacalne.
Bywa jeszcze trudniejsza, gdy miesza się z poczuciem winy. O tę niemoc właśnie.
I o to, że nie da się być zawsze i wszędzie, że nie da się zawsze wiedzieć jak i znajdować się w porę tam, gdzie jest się najbardziej potrzebną.
Że nie da się całkowicie odłożyć własnego życia na bok, by stale podtrzymywać czyjś świat.
Że czasami można jedynie bezradnie rozłożyć ręce. I już więcej nie umieć spojrzeć sobie w twarz.