środa, 10 sierpnia 2016

Doczepka


Odkryłam niedawno, że jednak jest coś, w czym jestem bezkonkurencyjna. Absolutnie najlepsza z dobrych. Trenowałam przecież latami.
Owym czymś jest bycie "na doczepkę".
Na przykład wtedy, gdy komuś w ostatniej chwili pokrzyżują się plany i nie ma pomysłu na to, co zrobić w zamian. Albo kiedy w towarzystwie nagle pojawi się dziura. Można wtedy załatać ją mną. Na chwilę, dopóki nie znajdzie się ktoś, kto będzie tam pasował na dłużej.
Albo kiedy koniecznie trzeba udać się gdzieś, gdzie głupio jest pokazać się samotnie. A nikt inny nie chce dać się namówić.
Doczepka na ogół się zgadza. Właściwie nie wymaga zbyt wiele w zamian. Nie stawia oczekiwań ani warunków. Można ją odstawić w dowolnym momencie i absolutnie się z tego nie tłumaczyć.
Można wepchnąć ją do kąta "do następnego razu". Bywa, że w międzyczasie pokryje ją kurz.
Z doczepką można jednego dnia wszystko przegadać i niemal wszystko zrobić. Kolejnego dnia natomiast - można nie robić nic. I milczeć.