wtorek, 11 października 2016

Wiedziałam


Obudził mnie dzisiaj sen. Wiedziałam, że śnię i  za nic nie chciałam się zbudzić.
Wiedziałam, że po rozsunięciu rzęs czeka na mnie lista rzeczy do zrobienia, obowiązki o które potykam się nieudolnie już od dłuższego czasu, katar, deszcz i szarojesienny spleen.
Wiedziałam, że tuż po tym, jak wysunę stopę spod kołdry, owinie mnie chłód, osiądzie na każdej cichej myśli i drobnymi ukłuciami zakorzeni się w mej głowie.
Wiedziałam, że kawa nie będzie w stanie wypłukać goryczy słów. Posypana cynamonem, szczyptą kardamonu i imbiru nie stanie się bardziej magiczna. Nie uciszy lęków. Nie ogrzeje łez.
Wiedziałam, że nie mam prawa czuć się tak, jak się czuję i związane z tym poczucie winy czyni mój świat jeszcze bardziej pochmurnym.
Dużo mogę. Wiele chcę. Tylko - bez względu na to, jaki ruch wykonam czy zdecyduje się na bezruch - jak zwykle nie wynika z tego nic.
Owijam się próżnią co rano i hermetycznie niedostępna kolejny dzień z rzędu zamieniam w przeczekanie.
A przecież nie można czekać na nic.